Z wyjątkiem wystrzępionych plakatów przedstawiających kandydatów na prezydenta Iranu przyklejonych do wiaduktów autostradowych, w ten weekend niewiele było oznak wskazujących, że w kraju odbyły się w piątek wybory prezydenckie i zbliża się do drugiej tury.

Nie było prawie żadnych wieców, na których można by oklaskiwać dwóch zdobywców największej liczby głosów, pochodzących z przeciwnych krańców spektrum politycznego, a między którymi Irańczycy dokonają wyboru 5 lipca.

Nawet z oficjalnych danych rządu jasno wynikało, że prawdziwym zwycięzcą piątkowych wyborów została cicha większość Iranu, która albo pozostawiła puste karty do głosowania, albo w ogóle nie oddała głosu. Około 60 procent uprawnionych do głosowania nie oddało głosu lub zdecydowało się oddać pusty głos.

Stało się tak, ponieważ nie było sensu głosować, stwierdziła 40-letnia Bita Irani, gospodyni domowa w Teheranie, stolicy Iranu: „Mieliśmy wybór między złem a gorszym” – stwierdziła. „Nie ma różnicy między jednym a drugim kandydatem”.

Wielu Irańczyków nie widzi teraz powodu, by się angażować, powiedziała. „Jesteśmy obserwatorami, nie uczestnikami” – powiedziała. „Obserwujemy wybory, a jeśli są zamieszki, to je obserwujemy, ale nie będziemy głosować”.

Jej ocenę powtarzałam wielokrotnie, rozmawiając z ludźmi z różnych środowisk w całym Teheranie – nawet z niektórymi, którzy głosowali, ale wydawali się przygotowywać się na rozczarowanie.

Wiele osób było przygnębionych doświadczeniami z poprzednich wyborów i niezadowolonych z niezdolności swoich przywódców do zajęcia się najpilniejszymi kwestiami Iranu, zwłaszcza w obliczu trudnej sytuacji gospodarczej.

Mimo że Iran jest w pewnym stopniu tolerancyjny wobec odmiennych poglądów, ludzie wypowiadali się dość swobodnie, co dało wyraz sceptycznym nastrojom panującym w stolicy.

Nad wszystkim górowała frustrująca historia irańskiego ruchu reformatorskiego, który próbował poluzować zarówno politykę wewnętrzną, jak i zagraniczną Republiki Islamskiej, od rozluźnienia swobód społecznych po poprawę stosunków z Zachodem. Kilku wybitnych Irańczyków, w tym dwóch prezydentów, przyjęło platformy reformatorskie, ale ich wysiłki były stale blokowane przez religijne przywództwo kraju, co doprowadziło do fal protestów, które zakończyły się represjami i przemocą.

Najnowsze z tych wysiłków podjęto forma powstania ogólnokrajowego w 2022 r., którym przewodziły kobiety. Zaczęło się od protestu przeciwko obowiązkowemu irańskiemu prawu dotyczącemu hidżabu, ale wkrótce rozszerzyło się na wezwania do położenia kresu rządom duchownych. Do czasu stłumienia demonstracji było ich już ponad Zginęło 500 osób a według misji ONZ weryfikującej fakty ponad 22 000 zostało zatrzymanych.

Porażki, które miały miejsce w niedawnej przeszłości, sprawiły, że nawet ci, którzy głosowali w tych wyborach na jedynego kandydata do reform, złagodzili swoje oczekiwania.

Farzad Jafari (36 l.), który prowadzi firmę eksportującą produkty rolne, siedział w sobotę z czterema przyjaciółmi w pobliskiej kawiarni na zielonym placu w ekskluzywnym północnym Teheranie, dzień po głosowaniu. Powiedział, że prawie nie zadał sobie trudu głosowania.

Większość znanych mu osób nie wzięła udziału w tej turze wyścigu prezydenckiego, powiedział, a spośród czterech osób, które piły z nim kawę, tylko pan Jafari i jeden z jego przyjaciół oddali głosy.

„W ogóle nie chciałem głosować, ponieważ wykluczono tych, którzy powinni byli wziąć udział w wyścigu” – powiedział Jafari, odnosząc się do irańskiego systemu, w którym rada duchownych muzułmańskich, znana jako Rada Strażników, weryfikuje potencjalnych kandydatów.

Dodał, że zdał sobie sprawę, iż mało prawdopodobne jest, aby komukolwiek udało się wprowadzić zmiany, ponieważ ostatecznie wszystkie decyzje podejmuje ajatollah Ali Chamenei, najwyższy przywódca Iranu.

Po głosowaniu w pierwszej turze w wyścigu pozostało tylko dwóch kandydatów: Masoud Pezeshkian, reformator, na którego głosował pan Dżafari, i Saeed Jalili, ultrakonserwatywny były negocjator w sprawie programu nuklearnego.

Fakt, że kandydat na reformę dostał się do drugiej tury, zdawał się dodawać energii panu Jafariemu i innemu człowiekowi przy stole i wkrótce zaczęli zastanawiać się nad kolejnymi krokami. Rozmawiali o tym, który kandydat zdobędzie głosy tych, którzy już nie uczestniczyli w wyścigu, i ilu Irańczyków, którzy zbojkotowali pierwszą turę, może głosować w drugiej.

Kluczowym pytaniem było jednak, czy potencjalna druga tura pomiędzy twardogłowym konserwatystą a reformistą zmotywuje nastawionych na reformy wyborców do pójścia na wybory 5 lipca, w tym tych, którzy zbojkotowali pierwszą turę. Jeśli tak, można to uznać za zwycięstwo rządu, dla którego udział w wyborach jest miernikiem legitymizacji reżimu.

Kiedy rozmowa zeszła na piątkową drugą turę, a ja zapytałem, czy ci, którzy nie głosowali w pierwszej turze, mogliby to zrobić w drugiej, trzech z nich pokręciło głowami, że nie. Pan Jafari wyglądał na posępnego.

„Ludzie nie mają nadziei” – powiedział, po czym dodał: „Ale rzecz w tym, że jedyne, co możemy zrobić, to mieć nadzieję”.

Podobne nastroje panowały na placu wśród czterech kobiet, które spotykały się przed pójściem na zakupy na tętniącym życiem bazarze Tajrish, gdzie sprzedawano nie tylko szafran i kardamon, ale także materiały na zasłony, cienkie bawełniane szaliki i podróbki markowych toreb, a także garnki do gotowania i pojemniki z domowym jogurtem.

Polityka kobiet, ubiór i ton nie mogły bardziej się od siebie różnić. Fatima, lat 40, matka trójki dzieci, nosiła czarny czador. Sherveen, lat 52, inżynier budownictwa, miała na sobie modną bluzkę w kolorze musztardowym i rdzawe spodnie. Szalik ledwo zakrywał jej głowę. Trzecia kobieta miała na sobie stylowe, luźne lniane spodnie i cienki biały hidżab zarzucony na ramiona.

Z czterech kobiet, dwie głosowały, a dwie nie. Wszystkie cztery poprosiły, aby zwracać się do nich wyłącznie po imieniu, z obawy przed represjami w pracy lub ze strony członków rodziny.

Nawet Fatima, która głosowała na najbardziej konserwatywnego kandydata i wydawała się najbardziej oddana wyborom, nie brzmiała prawdziwie entuzjastycznie. Dla niej głosowanie było religijnym obowiązkiem.

Dodała jednak, że jeśli kandydat na reformę zwycięży, „będę go wspierać”.

Fatima odnalazła poczucie bezpieczeństwa i stabilizacji w zatwierdzeniu wszystkich kandydatów przez irańskie przywództwo religijne, w przeciwieństwie do wielu Irańczyków, którzy postrzegali taką selekcję jako sposób na powstrzymanie prób zmiany systemu zdominowanego przez duchowieństwo w Iranie.

Sherveen natomiast powiedziała, że ​​straciła wiarę w rząd i, podobnie jak wielu wykształconych i wykwalifikowanych Irańczyków, rozważała opuszczenie Iranu. Myśli o wyjeździe do Kanady, choć jeszcze nie do końca — jej syn był w ostatniej klasie liceum. Jej córka jest już w Toronto, podobnie jak kilkoro jej rodzeństwa.

„Niestety, nie ufamy nikomu, kogo rząd pozwala na kandydowanie” – stwierdziła. „To wszystko się pogarsza. Kiedyś było lepiej pięć czy dziesięć lat temu, ale teraz mamy mniej pieniędzy i mniej swobód. Ekonomia i wolność, to jest klucz.”



Source link