Stan wysokobudżetowych filmów studyjnych nie jest oczywiście tak znaczący, jak stan dysfunkcjonalnego, kierowanego ego i często głęboko absurdalnego rządu USA. Jednak dla tych, którzy obsesyjnie podążają za tym pierwszym, jest to prawdopodobnie bardziej przekonujące, ponieważ fandom filmów o superbohaterach i im podobnych dodaje dziwaczną nakładkę w sportowym stylu zakorzenionych zainteresowań. Wynika z tego, że scenarzysta „Veep” i „Succession”, Jon Brown, stworzył satyryczny serial komediowy „Franczyza” z podobnym okiem na nieświadomą pychę maszyny, której nie da się zatrzymać, a która jest wybitnie zniszczalna. Jak słusznie, twórca filmów „Veep” i „The Thick of It”, Armando Iannucci, jest producentem wykonawczym.
Podobnie do „Veep” nowy serial łączy w sobie schadenfreude dla przeklętego systemu i niechętną sympatię dla jego różnych trybików (przynajmniej tych mniej jawnie sprzedajnych). Już na początku staje się jasne, że prawdopodobnie byłoby lepiej dla artystycznej kondycji przemysłu filmowego, gdyby film taki jak „Tecto”, pozornie przypominający „Aquamana”, część kinowego uniwersum w stylu Marvela, stworzonego przez, ach, Maximum Studios, po prostu rozbił się i spalił. Jednak Daniel (Himesh Patel), pierwszy asystent reżysera filmu, z którym boryka się wiele trudności, jest rozsądnym facetem, który po prostu stara się dobrze wykonać swoją pracę i pomóc łatwo zdenerwowanemu i czasami niezdecydowanemu reżyserowi Ericowi (Daniel Brühl) zrealizować swoją wizję w ramach stale zmieniających się parametrów przez tępyego dyrektora idiotę Pata (Darren Goldstein), przedstawianego jako swego rodzaju zastępca dowódcy w typie Kevina Feige’a. Pat deleguje część tych obowiązków producentce Anicie (Aya Cash), która również – w przypadku produkcji, która nigdy nie wydaje się w pełni przekonująca ani produktywna – tak się składa, że jest byłą Daniela.
Anita zajmuje trochę czasu, zanim faktycznie pojawi się w historii, co pozwala „Franczyzie” na początku trochę pogubić się we własnym punkcie widzenia. Daniel jest sympatyczny, ale nie do końca zabawny i na początku wydaje się, że punktem wejścia dla widzów będzie Dag (Lolly Adefope), trzeci AD, który uczy się od Daniela podstaw na początku serialu, umożliwiając widzom zapoznawanie się z nią . Jednak przez cały sezon postać Daga pozostaje zaskakująca. Czasem sucho komentuje otaczające ją absurdy. Czasami sprawia wrażenie osoby pragnącej komedii, podejmującej wielokrotne i niezręczne próby wyrwania się z pracy, którą najwyraźniej ledwo umie wykonywać. W niektórych scenach rozpacza nad kondycją przemysłu filmowego; w innych wydaje się być tym całkowicie niezainteresowana, a jej osobiste ambicje (opuścić plan zdjęciowy wcześniej na imprezę lub zostać wpływowym producentem?) wydają się zmieniać z odcinka na odcinek. Podsumowując, postać wydaje się znajdować na dwóch lub trzech różnych orbitach jednocześnie, a Adefope spędza dużo czasu stojąc z rękami w kieszeniach i z zabawną, sugestywną miną, jakby czekała, aż jej moment „Fleabag” zmieni się w aparat.
Prawdopodobnie nie jest to wina Adefope; choć „The Franchise” może być dość uszczypliwy, wypacza nieco bardziej stereotypowy serial komediowy o miejscu pracy niż „Veep”, co oznacza, że czasami jest bardziej dziwaczny niż paskudny. „Franczyza” również ma tę samą, co twórczość Iannucciego, tendencję do zmęczenia poprzez zwykłe powtarzanie kółek, co prawdopodobnie odzwierciedla wrażenie kręcenia filmu o superbohaterach niemal zbyt dokładnie. Tak czy inaczej, Eric dostający nerwowej czkawki w chwilach stresu nie staje się zabawniejszy po trzecim lub czwartym pojawieniu się.
Jak na ironię, jednym z najlepszych fragmentów „Franczyzy” jest jej własne przybliżenie zręczności wysokobudżetowej. Producent wykonawczy Sam Mendes także wyreżyserował pierwszy odcinek i stworzył szczegółowe, najnowocześniejsze ujęcia z planu, które umiejętnie określają otoczenie i stawkę serialu. Cały sezon jest nasycony szczegółami zza kulis i panującą, ale cyniczną atmosferą; nawet jeśli są fałszywe (a producenci twierdzili, że przeprowadzili badania), są sfałszowane całkiem sprytnie. Serial dostarcza szczególnej zabawy, odkrywając niepewność drugorzędnego aktora Adama (Billy Magnussen) i irytujący brak niepewności u jego weterana, Petera (Richard E. Grant).
Żeby było jasne, „The Franczyza” często jest dość zabawna, w swoim satyrycznym wypaczaniu wędkarstwa w wielkim studiu (jest to przezabawnie powierzchowna próba szybkiego rozwiązania „problemu kobiety” studia, który w naturalny sposób wywołuje gniew internetowych fanboyów, mimo że jest całkowicie nieskuteczne), obserwacje upadku superbohaterów (a tym samym kulturowego) oraz przedstawienie ogromnych zasobów i wysiłku włożonego w film, który mimo wszystko będzie wyglądał i brzmiał w najlepszym wypadku OK. Ale machina, która grozi komicznym przytłoczeniem bohaterów, grozi także przytłoczeniem samego serialu. Pomimo nieustannego uznania Browna dla podrzędnej ekipy, która tworzy te filmy, trudno nie zastanawiać się, czy bardziej skupiony serial nie skupiłby się na Anicie z Casha, która wyraźniej ucieleśnia całą branżę zarówno swoją bezwzględnością, jak i autoagresją. odraza.
Poszerzony o zespół „The Franchise”, podobnie jak samo „Tecto”, czasami wydaje się zbyt duży, aby ponieść porażkę lub w pełni odnieść sukces, utknięty w piekle ciągłego ruchu.
Premiera „The Franchise” odbędzie się w niedzielę, 6 października w HBO.