Reżyser Ron Howard zawsze był fascynującym filmowcem. Stworzył jedne z najbardziej rozrywkowych amerykańskich filmów, jakie kiedykolwiek powstały, jak „Apollo 13”, a także kompletne i totalne katastrofy, jak „Elegia dla wieśniaków”. To sprawia, że ​​„Eden”, solidny, ale mrocznie głupi historyczny thriller rozgrywający się na odległej, niezamieszkanej wyspie na Galapagos, to powiew świeżego powietrza. To nie jest jego najlepsze dzieło, ale nadal jest to rodzaj filmu, który wydychasz po obejrzeniu, gdy zdajesz sobie sprawę, że wciąż ma jakieś grzejniki.

Choć zbudowany wokół doskonałej obsady Jude Law, Vanessy Kirby i Any de Armas, to Sydney Sweeney ucieka z całością. Nie zawsze daje najgłośniejszy występ z całej grupy, chociaż to jej subtelny wygląd i rosnąca sprawczość sprawiają, że „Eden” staje się czymś więcej. Ponadto, jeśli myśleliście, że nigdy więcej nie zobaczycie filmu, w którym Sweeney gra postać przechodzącą przez najbardziej piekielną ciążę, jaką można sobie wyobrazić, po tegorocznym wspaniałym horrorze „Nieskazitelny”, pomyśl jeszcze raz. Ta i każda chwila z nią na czele to „Eden” w najlepszym wydaniu.

Film, który miał premierę w sobotę na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Toronto i jest oparty na prawdziwych wydarzeniach, rozgrywa się w 1929 roku, kiedy ludzie wciąż nie mogą otrząsnąć się po I wojnie światowej i zastanawiają się, co pochłonęło świat. Dwoje z nich, dr Friedrich Ritter (Prawo) i jego partnerka Dora Strauch (Kirby), uciekają na wyspę Floreana. Friedrich zamierza napisać manifest, aby uratować świat, a ona ma nadzieję wyleczyć się ze stwardnienia rozsianego poprzez medytację, ale wkrótce zostaje to wywrócone do góry nogami przez rodzinę, która podążyła za nimi. Margaret (Sweeney) i jej mąż Heinz Wittmer (Daniel Brühl) wraz z chorym synem udają się na wyspę w nadziei, że dołączą do dobrego doktora w życiu wolnym od przemocy, gdzie będą mogli zbudować własną utopię. Odkrywają brutalnego, obojętnego mężczyznę, który chce zostać sam, aby pisać, oraz surowy klimat, który może ich zniszczyć.

Nawet jeśli uda im się przetrwać, wkrótce przybywają kolejni goście, którzy ponownie zagrażają delikatnej równowadze na wyspie. Eloise Bosquet de Wagner Wehrhorn (de Armas), której wejście jest pierwszym sygnałem chytrego poczucia humoru filmu, zamierza otworzyć tam hotel, pomimo tego, jak niegościnne to wszystko jest. W miarę upływu pór roku napięcia zaczynają osiągać punkt krytyczny, zmuszając sąsiadów do odkrycia, jakie wartości naprawdę wyznają, co będą gotowi odrzucić i kogo są w stanie skrzywdzić, aby móc pozostać przy życiu.

Wszelkie inne szczegóły dotyczące tego, kto zwraca się przeciwko komu i co sobie nawzajem zarzucają, najlepiej pominąć, ponieważ ujawnienie czegokolwiek więcej pozbawiłoby filmowego doświadczenia pełnego przekazu. Sposób, w jaki pisarz Noah Pink, najbardziej znany z zeszłorocznego „Tetris”, fachowo podkręca napięcie, demonstruje odświeżający stopień cierpliwości i zabawne poczucie humoru. Część z tego sprowadza się do tego, jak cała obsada to robi, przerażający Friedrich Lawa uderza imponującą postać bez żadnych zębów (które urojeniowo sam usunął). W miarę jak staje się coraz bardziej groźny i niepewny siebie, widzimy, że nie jest on żadnym wnikliwym filozofem, ale żałosnym człowiekiem, który nikomu nie wygłasza tyrad.

Rzeczywiście, jeden z najlepszych gagów pojawia się na początku, gdy słyszymy jego monotonny monolog wewnętrzny przerywany przez Margaret, która radośnie przychodzi go odwiedzić i zadać mu pytania. Sweeney, od dawna niedoceniana artystka, pomimo tego, jak bardzo panuje nad swoimi postaciami, trafia we wszystkie właściwe nuty, aby te małe momenty śpiewały.

Chociaż de Armas z pewnością daje najbardziej zwariowany występ i radzi sobie z tym całkiem dobrze, Sweeney jest duszą filmu. Jeśli już, to momenty, w których Margaret znika w tle, pozostawiają pustkę. Często zostajemy z Brühlem, który jest jedynym wykonawcą, który nie potrafi znaleźć oparcia. Może to być celowe, ponieważ sposób, w jaki wszystko się łączy, jasno pokazuje, że Sweeney był w rzeczywistości centrum „Edenu” przez cały czas, ale nadal powstrzymuje to film przed osiągnięciem tak wielkiego, jak mógłby być.

To drobne niedociągnięcia, które nie mogą całkowicie odebrać solidnego thrillera od początku do końca. Kiedy Sweeney wysadza drzwi filmu jedną krytyczną sceną pod koniec, sprawia to, że chcesz obejrzeć go jeszcze raz, aby przyjrzeć się bliżej — ten występ ma wiele warstw. Kiedy to zrobisz, oprócz zobaczenia, że ​​dla większości ludzi, którzy próbowali sobie poradzić na wyspie, nie było raju do znalezienia, zobaczysz, że ten, który naprawdę dowodził, był również tym, który był najbardziej pomijany.

Jeśli Howard i Sweeney mogą stale kręcić razem takie filmy, oby żaden z nich nigdy nie przestał.



Source link