Strona główna Newsy Wenezuelska diaspora w Miami z niepokojem obserwuje głosowanie w domu

Wenezuelska diaspora w Miami z niepokojem obserwuje głosowanie w domu

47
0


MIAMI — Vilma Petrash wykładała politykę w Wenezueli, uciekła do Miami po tym, jak prokuratorzy oskarżyli ją o bycie „buntowniczką obywatelską” i regularnie bierze udział w spotkaniach wspierających liderów opozycji w kraju.

Nie weźmie jednak udziału w głosowaniu, gdy w niedzielę w Wenezueli rozpoczną się wybory powszechne, uważane za największe wyzwanie wyborcze dla Nicolása Maduro, prezydenta kraju, od czasu jego dojścia do władzy w 2013 r.

Zdecydowana większość Wenezuelczyków w tym mieście — gdzie bary arepa wypełniają centra handlowe — nie będzie mogła wziąć udziału w wyborach. Konsulaty Wenezueli w Stanach Zjednoczonych są zamknięte. Jedynym sposobem na zagłosowanie byłby powrót do Wenezueli, czego Petrash i wielu innych twierdzi, że nie są w stanie zrobić.

Nie są sami. Obecnie na całym świecie rozproszonych jest prawie 8 milionów Wenezuelczyków, a eksperci wyborczy szacują, że tylko 69 000 z nich będzie mogło głosować. Dla Petrasha i innych brak możliwości wzięcia udziału w tym, co może być jednymi z najważniejszych wyborów w historii kraju, jest wściekły.

„Wenezuela jest dla nas jak otwarta rana” – powiedziała. „Ból jest zawsze obecny. I rozpaczliwie chcemy się wyleczyć”.

Głosowanie ze Stanów Zjednoczonych nie było łatwe od lat. Konsulat w Miami został zamknięty w 2012 r. po tym, jak Departament Stanu usunął konsul generalną po doniesieniach, że brała udział w rozmowach na temat możliwego cyberataku na Stany Zjednoczone. Jednak Wenezuelczycy mieszkający na południu Florydy nadal znajdowali sposoby, aby wyrazić swoją frustrację podczas wyborów, podróżując autobusem do Nowego Orleanu w 2016 r., aby oddać głos na przeciwnika Maduro.

Od tego czasu głosowanie z zagranicy stało się jeszcze trudniejsze. Maduro nakazał zamknięcie wszystkich konsulatów USA w 2019 r. po tym, jak ówczesny prezydent Donald Trump uznał Juana Guaidó za prawowitego przywódcę kraju. Tymczasem liczba Wenezuelczyków mieszkających w Stanach Zjednoczonych gwałtownie wzrosła. Ponad 800 000 Wenezuelczyków mieszka obecnie gdzieś w Stanach Zjednoczonych, według danych amerykańskiego spisu powszechnego, przy czym największa liczba jest skoncentrowana w południowej Florydzie. To wzrost o prawie 50 procent w porównaniu z rokiem 2019.

„Każdy tutaj byłby zaangażowany w głosowanie” – powiedział Eduardo Gamarra, profesor nauk politycznych na Florida International University. „Są w pełni zaangażowani, ale ostatecznie się nie liczą, ponieważ reżim uniemożliwił im głosowanie”.

Nawet w krajach takich jak Kolumbia, gdzie Wenezuela nadal ma konsulat, rejestracja do głosowania okazała się niczym innym, jak oszałamiającą odyseją. Personel dyplomatyczny w wielu miastach nie był przygotowany na długie kolejki ekspatriantów. A potem była jeszcze papierkowa robota. Wenezuelczycy musieli okazać dowód zamieszkania w kraju, w którym obecnie mieszkają — trudne zadanie dla wielu nowych imigrantów — i przedstawić ważny paszport, którego wielu już nie posiada.

Guillermo Zubillaga, starszy dyrektor programów polityki publicznej w Americas Society/Council of the Americas, powiedział, że chęć głosowania nie była tak duża od lat, co potęguje frustrację wielu Wenezuelczyków.

„Wyjechaliśmy z powodu tego rządu, a mimo to nie potrafimy wyrazić naszej frustracji ani jej ukierunkować” – powiedział Zubillaga, który jest Wenezuelczykiem.

Mimo to Wenezuelczycy w Miami nie siedzieli bezczynnie. Wielu wysyłało pieniądze krewnym i przyjaciołom, aby pomóc im znaleźć transport do swojego ośrodka wyborczego. Pełnili również funkcję de facto monitorów grup czatów WhatsApp, zgłaszając fałszywe wiadomości i dzieląc się niezależnymi doniesieniami z mieszkańcami.

Kampania opozycji umocniła również swoją obecność w Południowej Florydzie. Liderzy zorganizowali głosowanie wstępne w lokalnym college’u jesienią ubiegłego roku. A w niedzielę wielu Wenezuelczyków zbierze się na „comandito” w Miami. „Małe grupy dowódcze” opozycji rozprzestrzeniły się w całej Wenezueli, aby pomóc w rozpowszechnianiu informacji i mobilizacji wyborców. Jest również wielu „comanditos” za granicą.

W niedzielę Petrash pojawi się w „komando” w Miami, aby zdalnie monitorować wybory i zgłaszać wszelkie oznaki oszustw.

„Myślimy, że ludzie będą aktywnie i masowo uczestniczyć i że rządowi będzie trudniej faktycznie popełnić oszustwo” – powiedział profesor nauk politycznych. „Ale jednocześnie jesteśmy realistami”.

To właśnie z tym rodzajem umiarkowanego optymizmu zmagają się Wenezuelczycy. Sondaże pokazują, że Edmundo González — kandydat opozycji — ma szanse wygrać. Napędza go María Corina Machado, której zabroniono startować, ale jest siłą napędową jego kandydatury. Częścią obietnicy wyborczej tej pary jest ponowne zjednoczenie wenezuelskich rodzin rozdartych przez masowy exodus narodu.

Wśród tych, którzy będą uważnie śledzić wyniki, znajdzie się lider opozycji Guaidó, który sam kiedyś przyciągnął tysiące zwolenników na ulice. Przybył do Stanów Zjednoczonych w zeszłym roku po potajemnie przekraczając do Kolumbii. Obecnie mieszkający w południowej Florydzie Guaidó powiedział, że rozważał powrót, aby oddać swój głos, ale ostatecznie zrezygnował z tego pomysłu, obawiając się nie tylko możliwego aresztowania, ale także tego, że stworzy niepotrzebne rozproszenie uwagi.

„To słodko-gorzkie” – powiedział o obserwowaniu opozycji z daleka. „Wygnanie to codzienny paradoks”.

Z jednej strony Guaidó powiedział, że czuje się wolny. Jednocześnie jest nostalgiczny, nie za przeszłością, ale za teraźniejszością, której nie jest w stanie przeżyć. Chciałby być w samym środku mobilizacji wyborców i akredytacji niezależnych obserwatorów. Ale zamiast tego będzie w Waszyngtonie, gotowy pomóc w mobilizacji społeczności międzynarodowej.

Mimo wszystko, fala poparcia dla opozycji natchnęła nadzieją. Kiedy myśli o tym, co może się stać, jeśli wygrają, Guaidó na chwilę zmienia język z hiszpańskiego na angielski: „Szczęśliwa myśl”, mówi ze śmiechem. Marzy o tym, żeby zabrać córki z powrotem do Wenezueli, żeby odwiedzić swoje rodzinne miasto, nadmorskie La Guaira.

„Moim największym marzeniem jest zostać obywatelem Wenezueli — w Wenezueli” — powiedział.

To właśnie takie marzenia krążyły po Miami. Czekając na lunch w El Arepazo, przyjaciółki Amarilis Zozaya i Regina Semprun zaczęły wyobrażać sobie, co zrobią, jeśli wygra opozycja Wenezeuli. Były miejsca, których nie widziały od lat. Ale także, być może żartobliwie, wspanialsze idee.

„Chcę zostać ministrem turystyki!” – wykrzyknęła 68-letnia Zozaya.

Para z niepokojem śledziła każdy rozwój wydarzeń w Wenezueli. Zozaya otrzymuje codzienne aktualizacje od zespołu Machado, informując czytelników o wszystkich swoich działaniach. Obie kobiety, które wspólnie prowadzą firmę public relations, wysyłają również pieniądze znajomym i krewnym, aby mogli pozwolić sobie na dojazd autobusem lub samochodem do lokali wyborczych.

„Mój mąż mówi mi, że cały czas spędzam przyklejona do Wenezueli” – powiedziała Zozaya. „To mój sposób na wsparcie. Jeśli mnie tam nie ma i nie mogę głosować, co innego mogę zrobić?”

Mimo wszystkich rozmów o powrocie, rzeczywistość jest prawdopodobnie bardziej złożona. Najwcześniejsze fale wenezuelskich migrantów przebywają w Stanach Zjednoczonych od ponad dwóch dekad. Ich dzieci mówią płynnie po angielsku i identyfikują się jako Amerykanie. Podobnie jak w przypadku starszych fal kubańskich imigrantów, idea powrotu jest teraz zbyt obca, by niektórzy mogli ją rozważyć.

„Od lat 60. do początku lat 80. Kubańczycy mieli w zasadzie otwartą walizkę” – powiedział Gamarra, profesor nauk politycznych. „Innymi słowy, po prostu czekali na upadek Fidela. Wielu po prostu zamknęło drzwi i pomyślało: 'Wrócę za trzy tygodnie’”.

Jednak w połowie lat 80. Kubańczycy zamknęli tę walizkę, powiedział, i podjęli decyzję o przystąpieniu do amerykańskiego systemu politycznego, aby wpływać na zmiany na wyspie.

„Widzimy podobny trend wśród Wenezuelczyków” – powiedział. „Teraz zamykają walizkę. A wielu z nich robi to, ponieważ ich dzieci wychowały się tutaj”.

Dodał jednak, że w Wenezueli wybory „zawsze trzymały tę walizkę otwartą”.

Bardziej współczesne fale wenezuelskich imigrantów mogą być bardziej zmuszone do powrotu, jeśli opozycja wygra — i jeśli dojdzie do prawdziwej zmiany władzy. Wielu ma wyższe wykształcenie i zostało zmuszonych do podjęcia pracy, do której są znacznie przekwalifikowani. Ale oni również mogą dwa razy się zastanowić, zanim wrócą.

Yoselin Barrios, 28 lat, przyjechała do Stanów Zjednoczonych trzy lata temu. Podobnie jak wiele innych osób, złożyła wniosek o azyl polityczny. Powrót do Wenezueli zagroziłby temu roszczeniu. Była studentka architektury pracuje „od poniedziałku do poniedziałku” w restauracji arepa i dostarcza zakupy z Amazon i mówi, że widzi swoją przyszłość tutaj.

Choć ma nadzieję, że kandydat opozycji wygra w niedzielę, Barrios jest jednocześnie przerażona. Uciekła z Wenezueli po tym, jak została nękana przez policję stanową za pomoc w dostarczaniu protestującym jedzenia i wody podczas poprzedniej fali zamieszek. W pewnym momencie, jak powiedziała, poszli za nią do jej domu, otoczyli ją i zaatakowali fizycznie. Jej ojciec błagał ją, żeby odeszła.

Martwi się, że jeśli opozycja nie wygra, ludzie wyjdą na ulice i znów w Wenezueli będzie rozlew krwi. Namawiała matkę, żeby wyjechała przed wyborami, ale ta odmówiła. Jej matka jest zdecydowana głosować.

Zamiast tego Barrios wysłała matce pieniądze, aby mogła zaopatrzyć się w niezbędne rzeczy i nie musieć wychodzić z domu, gdy w kraju zapanuje chaos.

W niedzielę będzie pracować za ladą, gdy nadejdą wyniki. Restauracja w sercu Doral — czule nazywana w Miami Doralzuela — wyemituje wiadomości na gigantycznym telewizorze na zewnątrz. Powiedziała, że ​​daje jej to pewną pociechę świadomość, że będzie otoczona ludźmi tak samo pełnymi nadziei i cierpienia jak ona.

„To jedyne, co możemy zrobić — być razem” — powiedziała. „A za tych, którzy wierzą w Boga — módlcie się”.



Source link