Jak wynika z dochodzenia Covid, załogi karetek pogotowia ratunkowego borykały się z poważnymi opóźnieniami, próbując ratować umierających pacjentów w czasie pandemii ze względu na czas potrzebny na założenie sprzętu ochronnego.
Technik pogotowia ratunkowego Mark Tilley był bliski łez, kiedy opisał, jak to przeżycie wciąż „odtwarzało mu się w głowie”.
„Zalewam wszystko butelką. Często słyszę, że jest mi zimno. Po prostu radzę sobie z tym w taki sposób, w jaki sobie z tym radzę” – powiedział.
Dodał, że podczas pandemii niektórzy pracownicy karetek pogotowia przenieśli się na tygodnie do niedrogich hoteli, aby uniknąć narażenia członków rodziny.
„Nie ma nic do jedzenia”
Pan Tilley, który pracuje dla pogotowia ratunkowego South East Coast Ambulance Service, składał zeznania jako przedstawiciel związku zawodowego GMB.
W styczniu 2021 r., u szczytu zimowej fali pandemii, zgłosił się na ochotnika do przeniesienia się na trzy tygodnie do Sittingbourne w północnym hrabstwie Kent wraz z 40 kolegami.
Niedawno w okolicy pojawił się nowy wariant Covida, który najwyraźniej przenosi się szybciej, a szpitale znalazły się pod zwiększoną presją.
Podczas dochodzenia powiedział, że pewnego razu musiał stać w kolejce do ambulansu przed oddziałem ratunkowym przez całe 10 godzin, ponieważ nie było wystarczająco dużo miejsca, aby przenieść do budynku „bardzo pogarszającego się” pacjenta.
„Skończyło nam się tlen, więc musieliśmy przeskanować szpital, aby znaleźć (więcej)” – powiedział. „Zamówiliśmy pizzę do pojazdu, bo inaczej nie mielibyśmy nic do jedzenia”.
Ze względu na obowiązujące wówczas zasady izolacji ochotnicze zespoły pogotowia ratunkowego nocowały w niedrogim hotelu, a niektórzy zdecydowali się nie wracać do domu, aby uniknąć narażenia członków rodziny na niebezpieczeństwo.
„Nie było dokąd pójść, więc zostały tylko udogodnienia: telewizor i telefon” – powiedział.
„Miałeś 12 godzin (po swojej zmianie) na przemyślenie tego, co widziałeś: kolejek w szpitalu, biednych pacjentów”.
W swoich zeznaniach Tilley opisał przybycie do domów opieki, gdzie pacjenci umierali „za przednim oknem lub na chodniku”.
Pod kierunkiem ratowników medycznych i innego personelu karetki pogotowia powiedziano, że muszą poczekać do przybycia na miejsce zdarzenia, zanim będą mogli założyć plastikowe kombinezony Tyvek oraz kaptury lub maski ochronne.
Powiedział, że może to kosztować załogi kluczowe półtorej minuty, zanim będą mogły rozpocząć leczenie: „Normalnie podszedłbym i zaczął podskakiwać na ich klatce piersiowej (w celu wykonania resuscytacji krążeniowo-oddechowej).
„Ale (zamiast tego) poszliśmy i założyliśmy maski, kombinezony i tak dalej – to cały czas chodzi mi po głowie.
„Dla mnie nie można zmienić historii, bez względu na to, o czym mówisz, to historia. Nie możemy tego zmienić.”
Rada dochodzeniowa Alice Hands stwierdziła, że badanie zlecone w ramach dochodzenia ujawniło podobne relacje, a inne załogi ambulansów twierdziły, że „były zmuszone nie interweniować… i patrzeć, jak ludzie umierają” podczas zakładania sprzętu.
W swoich zeznaniach Anthony Marsh, krajowy doradca ds. pogotowia ratunkowego w NHS England i były przewodniczący Stowarzyszenia Dyrektorów Generalnych Pogotowia Ratunkowego, oświadczył, że był wówczas świadomy tych obaw i rzeczywiście poruszał tę kwestię ze starszymi kolegami.
Powiedział jednak, że umożliwienie załogom zakładania środków ochrony indywidualnej podczas podróży na miejsce zdarzenia w celu skrócenia całkowitego czasu reakcji „nie byłoby bezpieczne”.